Nowy Jork: koszmar na dziewiętnastym piętrze
Wróbel Żaden z niego artysta. Nie gustuje w barwnych szatach, woli szare piórka. Jego gniazdo? Tamten kos, autor pięknych napowietrznych traktatów zapisywanych złotą stalówką dzioba, nazwałby je barłogiem. Kroczyć samotnie po trawnikach? Śpiewać sobie a drzewom w środku nocy? Sunąć w pojedynkę nad szarym Atlantykiem? Nie dla
1 W półmroku wydech wyrwany spod żeber. Nieczysty dźwięk. Nieszczelna rura, zdarta tchawica, z ciemnych nisz zapadnięta pierś. Trzepnięcia bólu wyznaczały kiedyś te sklepienia, dziś tam syczy powietrze. Cielęcy zapaszek na ruinie, szpitalny. Jaśmin. Sandałowiec. Mech. Leżysz w pozycji drezdeńskiej katedry z kolanami mierzącymi w niebo,