(Plac zabaw przed domem, w którym wynajmuje pokój Władysław. Władysław śpi w siodełku karuzeli, trzymając butelkę piwa. Chwilę później butelka wypada mu z rąk, piwo wycieka na spodnie. Od strony kontenera na śmieci idzie z pustym wiadrem Mężczyzna, który zabrał Pawłowi pieniądze. Podchodzi do Władysława).
MĘŻCZYZNA: Ej! (trąca Władysława) Nie śpij, zmarzniesz!
WŁADYSŁAW: Yhy… (śpi)
MĘŻCZYZNA: No dalej!… Wstawaj, bracie i spadaj do domu!
WŁADYSŁAW: Ummm… (śpi)
MĘŻCZYZNA: (ogląda się, zabiera Władysławowi butelkę) No to pooddychaj sobie świeżym powietrzem.
(Odchodzi w stronę domu, po drodze dopija resztki piwa).
(Wykładowca biegnie w stronę budynku pogotowia z bukietem kwiatów. Z przeciwnej strony nadchodzi Lekarz dyżurny. Zderzają się).
WYKŁADOWCA: (w biegu) Przepraszam.
LEKARZ: Nic się nie stało. A pan dokąd, do szpitala?
(Wykładowca biegnie).
LEKARZ: Proszę pana?
WYKŁADOWCA: Tak?
LEKARZ: Pan dokąd, do szpitala?
WYKŁADOWCA: Nie widać?
LEKARZ: Godziny przyjęć już się skończyły. Proszę przyjść jutro.
WYKŁADOWCA: Mam narze… mam córkę na wewnętrznym.
(Chowa kwiaty za plecami).
LEKARZ: Proszę iść, tylko cicho, przez tylne wejście. Wie pan gdzie?
WYKŁADOWCA: Dziękuję. Znajdę. (biegnie w stronę szpitala)
LEKARZ: (idzie dalej, wyciąga telefon komórkowy, dzwoni) Michajłowna?… Michajłowna, słuchaj: zerknij, proszę, jak tam moja samobójczyni; jeśli się obudzi, zadzwoń do mnie. (uśmiecha się) Dobra, dzięki!…
(Chowa telefon do kieszeni).
(Wykładowca biegnie przez szpital w stronę matki Dziewczyny)
WYKŁADOWCA: Co z Lalą? Dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłaś?
KOBIETA: Nic by to nie zmieniło, tak czy siak.
WYKŁADOWCA: Jak to: nic by nie zmieniło?! Zdajesz sobie sprawę, co ty mówisz?!
KOBIETA: Ciszej. Zaraz nas oboje wyrzucą przez ciebie! Nie mogę zrozumieć, jak się tu w ogóle dostałeś?
WYKŁADOWCA: Czy ona jest tutaj? (idzie w stronę sali, w której leży Dziewczyna. Nie potrafi powstrzymać emocji)
WYKŁADOWCA: Laleczko, mój zajączku! (klęka przed Dziewczyną i płacze) Po co, Lalo, moja maleńka . (Wykładowca jest żałosny, a jednocześnie na swój sposób piękny)
KOBIETA: Oleg!
WYKŁADOWCA: (ze złością, przez łzy) Jak tak można swojego dziecka nie kochać, możesz mi powiedzieć?! Ta sama krew w was płynie! Żadna z ciebie matka, kurwa!
(gładzi rękę Dziewczyny, całuje palce) Paluszki moje złote…
KOBIETA: Nawet nie wiesz, Oleg, co to znaczy być w ciąży, urodzić dziecko, karmić je piersią. Nie spać nocami… A potem… Potem nagle zrozumieć, że jesteście zupełnie różni. Że wszystko, co robiłeś dla swojego dziecka, zupełnie mu nie potrzebne. Cała twoja troska, miłość okazała się bezsensowna… Rozumiesz mnie, Oleg?
WYKŁADOWCA: Nie.
KOBIETA: (wyciąga z torebki elenium, połyka dwie tabletki) Wszyscy jesteśmy sobie zupełnie obcy. A jedynym celem tego wszystkiego jest przekonanie się po raz kolejny, ze jesteśmy samotni.
WYKŁADOWCA: Nie jestem sam, kiedy kocham.
KOBIETA: Co za bzdura, Oleg! Czyżbyś nie czuł się samotny, jak się pieprzysz?!
WYKŁADOWCA: (głaszcze rękę Dziewczyny) Nie słuchaj jej!… Lalo, kochanie moje, najpiękniejsza, najmądrzejsza, najlepsza, najdelikatniejsza… Nie słuchaj…
(Noc wcześniej. Słychać zespół Sum 41. Kobieta wyłącza magnetofon, wchodzi do swojego pokoju. Jej rzeczy porozrzucane są po całym pokoju. Dziewczyna przymierza sukienkę Kobiety. Kobieta zauważa puste opakowanie po trankwilizatorach, pojmuje co zrobiła Dziewczyna)
KOBIETA: (przyciąga osłabioną Dziewczynę do siebie) Co ty robisz? (bije Dziewczynę po twarzy)
DZIEWCZYNA: Umm… Puść…
KOBIETA: (bije Dziewczynę po twarzy) Co robisz, pytam?! Głupia! Może czegoś ci brakuje?! Cierpieć, cierpieć ci się zachciało?
DZIEWCZYNA: Puść mnie, ty…
KOBIETA: (ciągnie Dziewczynę do toalety) Puszczę, zaraz puszczę. Młoda ty moja, piękna powiedz, przecież ci pomogę! (wpycha dziewczynę do toalety) Zwracaj, głupia! (stawia dziewczynę przed muszlą klozetową) Stań sama i zwracaj, mówię!
DZIEWCZYNA: Nie mogę, puść…
KOBIETA: Zwracaj! Do jasnej cholery! (wkłada Dziewczynie swoje palce do gardła chcąc wywołać wymioty)
DZIEWCZYNA: Nie mogę, mamo, puść!
KOBIETA: Głupia! Głupia! (puszcza Dziewczynę) To sama spróbuj. Co, zmarszczki ci się pojawiły, masz przedwczesną menopauzę?
DZIEWCZYNA: Nie potrafię tak zwrócić. (pochyla się nad muszlą klozetową chcąc wywołać wymioty)
KOBIETA: Niech ci nie przyjdzie tylko do głowy teraz zasnąć! Zwracaj.
DZIEWCZYNA: Aha.
KOBIETA: (biega po pokojach) Gdzie jest… Gdzie ta cholerna słuchawka.
DZIEWCZYNA: Mamo, zasypiam… (zasypia, opuściwszy głowę nad muszlą klozetową)
(Robotnik siedzi w sali przyjęć. Podchodzi do niego Nina)
PIELĘGNIARKA: A pani dokąd?
NINA: Dobry wieczór.
PIELĘGNIARKA: (poznaje Ninę) A… Proszę iść… A co on, na trzy zmiany pracuje?
NINA: (uśmiecha się) Prawie.
(Robotnik dostrzegł Ninę i wstaje).
NINA: Po co przyszedłeś?
ROBOTNIK: Tak po prostu, Ninon, pomyślałem czym was tu karmią. Kaszą…
NINA: Normalnie karmią.
ROBOTNIK: Ja dla ciebie… (wyciąga z torby półlitrowe słoiki z jedzeniem) Sałatkę przyrządziłem. (otwiera słoik) Siadaj.
NINA: Nie tutaj. Wezmę ze sobą.
ROBOTNIK: W porządku. (wkłada wszystko z powrotem do torby)
NINA: Co jeszcze?
(Robotnik patrzy na piersi Niny)
NINA: Tak. Tak.
ROBOTNIK: Więc…
NINA: Czego jeszcze chcesz?
ROBOTNIK: Widzisz, obeszło się, przecież mówiłem…
NINA: Obeszło się, obeszło… Nie do końca… Słuchaj, Grisza, chciałam cię prosić: wyrzuć moją książkę!
ROBOTNIK: Jaką, Ninon?
NINA: No moją, nie rozumiesz?
ROBOTNIK: O świętym Szarbelu, tak?
NINA: Co tak krzyczysz na cały szpital?!
ROBOTNIK: Dobrze, Nin, dobrze… (uśmiecha się) Popatrz tutaj. (wyciąga z kieszeni pieniądze)
NINA: Skąd? Przypomnieli sobie w końcu o tobie?!
ROBOTNIK: (z zadowoleniem) Oj, matko, przecież obiecałem, że pojedziemy na południe, więc pojedziemy!
(Patrzą na siebie).
NINA: Przypomnieli sobie więc… Ach, za co ja cię, kołchozowego głupca kocham. (obejmuje Robotnika)
ROBOTNIK: (wstydząc się przypływu uczuć) Dobrze, matko, nie becz, (głaszcze Ninę po włosach) przestań już.
(Robotnik jest szczęśliwy).
NINA: Nie mogę teraz jechać na południe…
ROBOTNIK: Jak to?
NINA: Jak to: jak?! Tak po operacji…
ROBOTNIK: (ze zmieszaniem) Tak, a… co… teraz…
NINA: Nic… Na słońce nie mogę wychodzić, nocą będziemy spacerować.
ROBOTNIK: (uśmiecha się) Też można, a co…
NINA: Przyjdź jutro wcześniej.
ROBOTNIK: Dobrze.
NINA: Przyjdziesz?
ROBOTNIK: Masz to, matko, jak w banku…
(Paweł stoi przy wejściu do hotelu ?Białoruś?, pali. Podchodzi do niego Wadim. Paweł uśmiecha się).
WADIM: No, co ty tu robisz?
PAWEŁ: Zaraz ci powiem, chodźmy.
(Wchodzą do hotelu).
PAWEŁ: Przenocujesz u mnie, jeśli to ci oczywiście na rękę?
WADIM: Zobaczymy, prowadź… A można tak?
PAWEŁ: Można, wszystko można. Jesteś jako mój gość, nie muszę za ciebie płacić. (jadą windą)
WADIM: No to mów, co się stało?
PAWEŁ: Dobre pytanie… Nic szczególnego… Wejdziemy do pokoju, to ci powiem.
WADIM: Jak chcesz, twoja sprawa.
(Idą korytarzem w milczeniu).
PAWEŁ: (otwiera drzwi do pokoju) Właź.
(Wadim wchodzi pierwszy, Paweł za nim).
PAWEŁ: (włącza światło) Pijesz? (pokazuje butelkę) Jesteś blady jak ściana, pij, wezmę jeszcze.
WADIM: Lepiej popatrz na siebie. (siada w fotelu) No, co chciałeś, mów.
PAWEŁ: (uśmiecha się) W sumie nie ma o czym mówić. (pije wino) Lepiej najpierw ci pokażę. (zdejmuje górę od ubrania. Ręce i brzuch ma w długich, cienkich ranach)
WADIM: Skąd… Kurwa…
PAWEŁ: (uśmiecha się) I jeszcze na nogach.
WADIM: Kto cię tak urządził?
PAWEŁ: Ja sam.
WADIM: Po chuj, że tak spytam?
PAWEŁ: (uśmiecha się) Tak po prostu. (Paweł jest zadowolony z siebie, ubiera się)
WADIM: Czym?
PAWEŁ: Żyletką.
WADIM: Po chuj? A skąd wziąłeś żyletkę?
PAWEŁ: Władikowi gwizdnąłem, kiedy piliśmy u niego dzisiaj rano na chacie.
WADIM: Tylko po co? Nie rozumiem.
(Paweł siada na podłodze, opiera się placami o łóżko).
WADIM: Mogłeś się czymś zarazić przez tą żyletkę. Chciałeś ze sobą skończyć?
PAWEŁ: Nie, Wadim, miałem to, co ćpuni nazywają schizą. Wiesz, już nawet dzwoniłem do… No, coś w stylu telefonu zaufania. Ale ni chuja, nikt nie odbiera.
WADIM: No pewnie, a co ty myślałeś.
PAWEŁ: Ni chuja, nikt nie odbiera. Po co więc takie instytucje? Nie rozumiem…
WADIM: Śpią już ludzie, co ty chcesz.
PAWEŁ: Zostaniesz ze mną?
WADIM: Zostanę, zostanę. (patrzy na Pawła)
PAWEŁ: Nie wiem, Wadim, jak ci to wyjaśnić.
WADIM: Po prostu mów.
PAWEŁ: Sam nie mogę zrozumieć. Po co wziąłem tą żyletkę? Nie chciałem ze sobą skończyć, to wiem na pewno.
WADIM: Ja już zupełnie nie rozumiem… Jak to nie chciałeś ze sobą skończyć?
PAWEŁ: Nie. Na pewno. Potem myślałem… Nie. Na pewno nie. Widzisz, ciąłem się z tej strony. Jeśli chciałbym podciąć sobie żyły, to ciąłbym z drugiej strony, a nie tu… Rozumiesz, Wadim, tyle dziś wypiłem, że chuj. I czuję, ze mnie wyrzucą w pizdu…
(W miarę opowieści Pawła na twarzy Wadima maluje się coraz większe niezrozumienie i odraza).
PAWEŁ: Myślę, kurwa, niedobrze, zaraz umrę. Serce tak się ścisnęło, myślałem, że zaraz stanie. A umierać jak na razie nie chcę… Co tak na mnie patrzysz?
WADIM: Nic, mów.
PAWEŁ: Myślę sobie: jeśli poczuję teraz jakiś ból, to mnie otrzeźwi i może dzięki temu się uratuję.
WADIM: I zacząłem się ciąć.
PAWEŁ: Krótko mówiąc tak, wtedy zacząłem się ciąć.
WADIM: Rozumiem. (wstaje)
PAWEŁ: Wadim, gdzie idziesz? Zostań! Proszę… Gdzie idziesz?
WADIM: Wyłączę światło, nie panikuj… Posłuchaj mnie, koleś: skończ to gówno. Nie poszedłeś dzisiaj na zaliczenie – niedobrze. Przyciśnij tego wykładowcę jak chcesz, dopóki jeszcze masz jakąś szansę. Stań na głowie, ale zdobądź to zaliczenie.
PAWEŁ: Jebane zaliczenie.
WADIM: Nie ważne jakie i tyle. Ja też mam mnóstwo problemów… Przestań się ciąć, musisz żyć. Starczy. Kładźmy się spać. Dobranoc. (wyłącza światło)
(W pokoju jest ciemno).
PAWEŁ: Wadim?
WADIM: Co?
PAWEŁ: Jest ci czasem nudno?
WADIM: Nie.
PAWEŁ: A mi tak. Aż wyć się chce.
WADIM: No to wyj wtedy, śpijmy, co?
PAWEŁ: Dobrze… Dobranoc. Wadim.
(Lekarz dyżurny wychodzi z toalety we własnym mieszkaniu w samych majtkach; wlecze się do sypialni, kładzie się obok śpiącej Dziewczyny, sprzedawczyni ze sklepu na stacji benzynowej. Obejmuje Dziewczynę, uśmiecha się, zamyka oczy).
(Julia zwraca się do kasjerki na dworcu kolejowym).
JULIA: Proszę mi powiedzieć, kiedy odjeżdża najbliższy pociąg do Grodna?… Poproszę jeden bilet.
(Matka Lali leży naga na swoim łóżku. Pali patrząc obojętnie w sufit).
(Robotnik śpi w na pół rozwalonym domu, na porwanym tapczanie. W jego nogach śpi kot).
(Wczesny ranek. Lala otwiera oczy. Widzi śpiącego na krześle Wykładowcę. Uśmiecha się).
(Paweł wychodzi z hotelu. Kulejąc idzie w kierunku przystanku taksówek. Taksówkarz otwiera drzwi. Paweł wsiada do samochodu).
TAKSÓWKARZ: Dokąd?
PAWIEŁ: Na Dworzec Główny.
TAKSÓWKARZ: Dlaczego kulejesz?
PAWIEŁ: Obtarłem sobie odciski.
TAKSÓWKARZ: A… (przekręca kluczyki w stacyjce) Bez licznika, czy jak?
PAWIEŁ: Wszystko jedno. Niech będzie bez.
TAKSÓWKARZ: Niech będzie.
PAWIEŁ: Zatrzymaj się tylko koło jakiegoś nocnego, kupię piwo.
TAKSÓWKARZ: Nie mam więcej pytań.
(Niedokończony most. Wadim i Władysław. Władysław pije piwo).
WADIM: (wchodzi na poręcz mostu) A ty idź obok, będziesz mnie ubezpieczał jakby co.
WŁADYSŁAW: Właź, nie pękaj!
WADIM: (wchodzi na poręcz) Trzymaj mnie. Daj rękę. (chwyta wyciągnięta rękę Władysława)
WŁADYSŁAW: (uśmiecha się) Nogi ci się, kurwa, trzęsą..
WADIM: (uśmiecha się) Popatrzę na ciebie. (puszcza rękę)
WŁADYSŁAW: Trzymaj się mojej ręki, do jasnej…
WADIM: Nie trzeba, sam idę, nic trudnego. (stąpa po poręczy)
(Paweł w taksówce przejeżdża przez most. Widzi stąpającego po poręczy Wadima).
TAKSÓWKARZ: Przeskoczymy! Dobry most budują.
PAWIEŁ: (uśmiechnąwszy się) Rozmyśliłem się, szefie. Skręć w Fabricyusa. Wiesz gdzie?
TAKSÓWKARZ: Nie obrażaj mnie. Dwadzieścia pięć lat jeżdżę po Mińsku. Zaraz… Tylko na skrzyżowanie dojedziemy. Chociaż… (zawraca) Uczysz się, pracujesz?
PAWIEŁ: Uczę się… Próbuję!
TAKSÓWKARZ: Czego chcesz, też dobrze. Człowiek całe życie się uczy…
(Taksówka jedzie ulicą na spotkanie wschodzącemu słońcu)
Koniec.
Przełożyła Katarzyna Kmiecińska
Ogarnij też: Część pierwsza, druga, trzecia.
Paweł Priażko (ur. 1975) ? dramaturg, związany z Wolnym Teatrem W Mińsku. Zaczął pisać dramaty w 2004 roku. W tym samym roku zdobył nagrodę specjalną na Międzynarodowym Konkursie Dramatycznym za sztukę ?Serpentyna?. W 2005 roku wygrał Międzynarodowy Festiwal Sztuki Dramatycznej ?Panorama? w Mińsku sztuką ?Podaruj mi bilet?. W tym samym roku jego teksty ?Dinozaur? i ?Fioletowe? wykorzystano w czasie czytań podczas seminarium poświęconym białoruskiemu dramatowi (Moskwa) oraz w Teatrze Yanka Kupaly (Mińsk). W drugiej połowie 2005 roku zdobył drugą nagrodę oraz nagrodę specjalną podczas Pierwszego Międzynarodowego Konkursu na Współczesny Dramat. Jego sztuki wystawiono na Białorusi, Łotwie, w Rosji, Finlandii, Polsce, Szwecji, Niemczech.