4.

Odejdźmy na moment od głównego wątku i zwróćmy uwagę na niesławne, ale zasłużone dla kultury masowej zjawisko. Ale wpierw uderzmy komunałem: najnowsza historia jako popkulturowy sampel ma zupełnie inne zastosowanie na Zachodzie (zwłaszcza w Stanach), a inaczej posługują się nią ? nim ? rodzimi autorzy. A niby jak inaczej może być, facet? ? ktoś zapyta. Nie chodzi mi przecież o to, że polscy twórcy zazwyczaj wyzyskują wątki skoncentrowane na historii polskiej, synowie Albionu szczególnie chętnie odwołują się dziejów Anglii, Trójkolorowi zapatrzeni są w przeszłość Francji, a Jankesi mają asocjacje z historią USA. Mam na myśli różnice w metodzie, natężeniu i występowaniu remiksu jako głównego narzędzia budowania opowieści o historii (Historii?), zwłaszcza najnowszej; zwłaszcza takiego remiksu, który równie znacząco odbiega od wersji bazowej jak rządy polityków od ich obietnic podczas kampanii wyborczej.

?Historie alternatywne pomimo swej fikcyjności zawsze opowiadają o teraźniejszości? ? mówi Przemysław Czapliński. Trzeba doprecyzować, że nierzadko dzieje się to nie wprost: sposób, w jaki budowane jest tło historyczne, a przede wszystkim to, jaka przyjęta zostaje konwencja (realistyczna czy krytyczna? gore czy sci-fi?; anime czy porno?), decydują o metodzie takiego ?teraźniejszego? twórcy, ale wiele mówią też zarówno o okresie, w którym powstaje sama alternatywna opowieść (np. o polityce historycznej danego czasu), jak i o konsumentach owych, nazwijmy to tak, tekstów kultury, którzy w dużym stopniu decydują o zapotrzebowaniu na generowane treści i rotacji powstających tytułów. Chciałbym zwrócić tu uwagę na niezwykle interesujący epizod w historii kultury masowej ? znany z kinematografii i literatury popularnej, ale na tyle wymowny, że szybko unaoczni, w czym rzecz.

Osobną i mocno kuriozalną odmianą wśród popkulturowych narracji alternatywnych jest nurt ?kina eksploatacji?, który stanowi jedną z najbardziej radykalnych form, jaką popkultura ?  zwłaszcza z perspektywy historycznej ? może się poszczycić. Przypomnijmy, że exploitation movies to ?przeważnie niskobudżetowe, amatorskie filmy kręcone przez pasjonatów lub początkujących artystów na tematy uznawane za prymitywne, wulgarne i niemoralne, czyli seks, zboczenia, przemoc, krew, okrucieństwo, wynaturzenia?. Wydawałoby się, że adresat niniejszego gatunku jest wąski, ale kino eksploatacji (której apogeum to lata 70. ubiegłego wieku) miało wielkie zasługi w detabuizacji wielu zjawisk historycznych, kulturowych i emancypacji mniejszości (etnicznych, seksualnych), z czego skorzystała potem także literatura. Wśród podgatunków owego zjawiska można wyszczególnić m.in. kino: kanibalistyczne; rape and  revenge (oparte na takim schemacie: gwałcona, na następnie porzucona na śmierć kobieta przeżywa i mści się na swoich oprawcach); martial arts (karate, ninja); sexploitation (miękkie porno spod znaku Emmanuelle, często operujące wątkami homoerotycznymi, sadyzmem i fetyszyzmem); slashery, gore i splattery (brutalne, krwawe odmiany horrorów); blaxploitation (adresowane do Afroamerykanów), a także zombie i naziploitation. Przyjrzyjmy się bliżej ostatniemu reprezentantowi tej listy.

Parę lat temu światowa i polska publiczność została wprawiona w osłupienie zuchwałością, z jaką Quentin Tarantino podszedł w swoich Bekartach wojny do tematyki Holocaustu i II wojny światowej. Wiadomo, czym sobie między innymi na to zasłużył: zlikwidowaniem ? a może lepiej: zgładzeniem ? w tym filmie Hitlera, Goebbelsa, Bormanna i wszystkich najważniejszych nazistowskich bonzów, a przy tym powołaniem elitarnej formacji żydowskich żołnierzy-sadystów, kolekcjonujących skalpy żołnierzy Wehrmachtu i SS. Wielu odbiorców nie mogło się pogodzić z taką dezynwolturą i zaakceptować brak twórczej pokory wobec największej traumy XX wieku. Ale jeżeli spojrzeć na to z pespektywy uwzględniającej kino naziploitation z lat 70., to dziwić może fakt, że ktoś się może z tego powodu dziwić. Dlaczego?

Końcówkę lat 60., a zwłaszcza siódmą dekadę poprzedniego stulecia można spokojnie nazwać złotą erą kina eksploatacyjnego w odmianie nazi. Brylowali w tej materii zwłaszcza twórcy włoscy i choć sporną kwestią jest, czy (nie)sławne Salo Pasoliniego (1975) lub Nocny portier (1974) z pamiętną kreacją Charlotte Rampling, tańczącą półnago w mundurze SS, wpisują się w modelowy obraz tego gatunku, to właśnie te filmy kojarzone są z nim najszerzej. Ale bardziej zaznajomieni z tematem odbiorcy za klasyczne uznają tytuły pokroju Lobe camp 7 (1969), Elza. Wilczyca z SS (1974), Ostatnia orgia Gestapo (1977) czy SS Hell Camp / La Bestia in calore (1977), i całe dziesiątki innych, które co bardziej dociekliwi łatwo znajdą na amerykańskich blogach. W dziewięćdziesięciu procentach ich schemat fabularny jest podobny: bohaterami najczęściej są więźniarki lub więźniowie nazistowskich obozów, więzień gestapo bądź hitlerowskich burdeli, którzy są: 1) seksualnie wykorzystywane (bardzo popularny motyw bondage, czyli krępowanie) lub 2) wykorzystywani (np. strażniczki obozowe zmuszają mężczyzn do kontaktów seksualnych, a następnie ich kastrują). Częstym elementem są orgie, eksperymenty medyczne i akty sadyzmu (np. znaczenie skóry ofiar gorącym żelazem w kształcie swastyki bądź biczowanie skórzanym pejczem), a konwencja często lawiruje na styku erotyki i pornografii. Bardzo charakterystyczną cechą nurtu jest fetysz nazistowskiego munduru; w ogóle wykorzystanie zakazanego dress code?u (niepoślednie miejsce ma tu monokl i biczyk) ma za zadanie spotęgować niezdrową relację między oprawcami-perwersami a ofiarami, które zazwyczaj ku swojemu zdumieniu odkrywają w tym układzie seksualną satysfakcję.

I teraz najważniejsze. Może głupio przyznać, ale długo zachodziłem w głowę, na czym był zasadzony ów, przyznajmy, dość nieprawdopodobny nurt; nie za bardzo wiedziałem, gdzie upatrywać jego paradygmatu, jego bezpośredniej inspiracji. O ile wprowadzenie II wojny światowej do kultury masowej wydawało mi się czymś naturalnym (pierwsze filmy z wątkiem zombie i hitlerowcami ? np. King of the Zombies ? w tle datują się jeszcze na początek lata czterdziestych!), to powiązanie tego traumogennego okresu z ? niekiedy hard ? erotyką w konwencji perwersyjnego i sadystycznego schadenfreude, już takie oczywiste nie było. Odpowiedź oczywiście przyszła znienacka, kiedy przeglądałem kolejny fan-blog z tymi grindhousowymi produkcjami  ? i brzmiała: sprawdź stalagi, człowieku.

O stalagach zrobiło się głośno parę lat temu za sprawą filmu dokumentalnego Stalags. Holocaust and Pornography in Israel (2007) w reżyserii Ari Libskera, ale nie na tyle, żeby przeniknąć do szerszej świadomości użytkownika kultury w Polsce. Więc dla przypomnienia: stalagi, które ukazywały się na początku lat 60. w Izraelu, to wydane w konwencji pulp książki opowiadające o losach jeńców amerykańskich lub brytyjskich torturowanych, gwałconych i poniżanych przez strażniczki z SS. Oficjalnie były to przekłady (nazwiska autorów brzmiały z angielska, żeby uwiarygodnić fabułę), ale w rzeczywistości za postaciami tłumacza i autora kryły się te same osoby: byli to izraelscy Żydzi pod angielskojęzycznymi pseudonimami. Pod koniec każdej z tych historii torturowani więźniowie biorą odwet na strażniczkach i mszczą swoje krzywdy, mimo że nadal odczuwają do nich pociąg seksualny. Stalagi cieszyły się niezwykłą popularnością, można było je zdobyć w każdym stoisku z książkami przy dworcu w Tel-Awiwie, a ich gwałtowne rozpowszechnienie wiązało się ściśle z procesem Adolfa Eichmanna w Jerozolimie w 1961 roku, kiedy to po raz pierwszy na szeroką skalę zaczęto publicznie poruszać tematykę Shoah; wcześniej Holocaust był społecznie tabuizowany[1]. Błyskawiczny wysyp stalagów był więc ściśle związany z tymi wydarzeniami, ale to nie tłumaczy przecież faktu, jak to możliwe, że żydowscy autorzy produkowali na masową skalę literaturę obozową, która opowiadała o seksualnych występkach, uprawianych przez ofiarę i oprawcę ku obustronnej ich uciesze. Możemy tylko przypuszczać, że w ten sposób na szeroką skalę dokonywało się społeczne wyparcie podwójnego tabu Izraelczyków ? tabu Holocaustu oraz seksu ? którzy byli zafascynowani pornografią zła i próbowali w ten sposób oswoić tabuizowaną, niewyrażalną Zagładę. W każdym razie po dwóch latach bezkarności, kiedy opisywane w stalagach seksualne zboczenia coraz mocniej ocierały się o hard core (pojawiła się m.in. nekrofilia), wydawanie stalagów po skargach rodziców i ofiar Holocaustu uznano za nielegalne[2].

Moglibyśmy tutaj przywołać kolejny wątek, czyli graficzne powinowactwa stalagów z amerykańskimi magazynami dla mężczyzn (men?s sweat magazines), z których izraelscy wydawcy czerpali garściami przy tworzeniu okładek swoich książek, ale nie o to tutaj chodzi[3]. Rzecz w popkulturowym wyzyskaniu historii, która bez względu na medium ? filmowe, literackie, komiksowe ? nad wyraz często sięga po, uwaga!, uwaga!, retorykę erotyki, tym samym potęgując efekt szoku, a jednocześnie również podniecenia związanego z możliwością  spróbowania zakazanego owocu, o co w ostatecznym rozrachunku chodzi i macherom, i konsumentom masowego obiegu kultury. A skoro już spróbowaliśmy, jak to się robi na Zachodzie, spójrzmy, jak się w kontekście powyższego mają sprawy na naszym rodzimym poletku.


[1] Przykładem izraelska literatura obozowa, która sprowadzała się do właściwie do kilku tytułów i nie zyskała szerszego czytelnika  ? wśród niej najważniejszy tytuł to Dom lalek K. Zetnika (właśc. Yehiel Feiner-Dinur; ?Ka-Tzetnik?, czyli Kacetnik; pseudonim wywiedziony od niemieckiego Konzetrationslager), który zwrócił uwagę na siebie ? oraz na swoje pisarstwo ? właśnie podczas procesu Eichmanna, gdzie stracił przytomność, występując w roli jednego ze świadków przeciwko oskarżonemu.

[2] Bezpośrednią przyczyną była publikacja stalagu Byłam osobistą suką pułkownika Schultze, który wywołał tak silny protest, że cały nakład został skonfiskowany przez policję, wycofany z obiegu, a na koniec zniszczony.

[3] W przypisie można więcej niż w głównym tekście, więc dodajmy dla porządku, że poetyka graficzna men?s sweat magazines, znanych też jako armpit slicks czy po prostu sweats, była jasno sprecyzowana i bardzo zbliżona do poetyki stalagów. Na podstawie znakomitego albumu Men?s adventure magazines (red. M.A.Collins i inni, Taschen, Köln 2004) można zaobserwować, że jednym z najczęściej powtarzających się tematów ? oprócz walki człowieka z dziką przyrodą (np. nadnaturalnie wielkimi mrówkami czy krwiożerczymi szynszylami); przerażających przygód marynarzy, którzy wpadli w ręce perwersyjnych nympho kobiet-piratów; zmagań białego człowieka z pierwotnymi ludami (oczywiście niespełnionymi seksualnie) ? były opowieści o torturowanych więźnia(rka)ch nazistowskich obozów. W większości przypadków ilustracje wyglądały w ten sposób: starannie wydekoltowana, roznegliżowana do bielizny, skrępowana więźniarka (bondage) jako seksualna niewolnica perwersyjnego oficera SS (zobrazowanego w kompletnym umundurowaniu, z monoklem, a często też z biczem) jest torturowana na najbardziej wymyślne sposoby. Niekiedy bohaterem ilustracji jest mężczyzna, więzień, tym razem nękany przez she-devils: nazistowskie strażniczki-nimfomanki. Co ciekawe, sztafaż nazistowski nie wyczerpuje konwencji ? wiele numerów sweatsów opowiadało tę samą opowieść z wątkiem komunistycznym w tle. Wówczas oprawcami byli moskiewscy stalinowcy albo ich pobratymcy z Wietnamu lub, na przykład, Kuby.




Grzegorz Czekański



Pierwodruk tekstu: ?FA-art? nr 1-2 (91-92) 2013. Przeczytaj część pierwsządrugą i trzecią.