Gdy w drugiej połowie lat 90. dwudziestego wieku idea muzyki techno jako alternatywy dla zindustrializowanej i zautomatyzowanej wizji miejskiej rzeczywistości nieubłaganie pogrążała się w hedonistycznej wersji klubowego szaleństwa, narkotycznego hajpu oraz corocznych transmisji telewizyjnych z Love Parade, w tym samym czasie krystalizowała się efemeryczna opozycja, postdigitalna „ideologia” formułująca się na zgliszczach zniszczonych płyt CD i strzępach repetycji. To, co powstało, było owocem pomyłek i błędów, wadliwego funkcjonowania software’u, wszechobecnej entropii i przypadkowości. Muzyka utkana z nieokreśloności, zgrzytliwa, atakująca wysokimi i świdrującymi częstotliwościami wychwyconymi z zero-jedynkowych transfiguracji.
Jednym z kanonicznych dzieł estetyki glitch, o której mowa, opus magnum ery post techno, jest płyta Klick Thomasa Brinkmanna, producenta, który zasłynął niekonwencjonalnymi i nowatorskimi rozwiązaniami w trakcie nagrywania swoich płyt. Jego remiksy utworów Richiego Hawtina (Concept 1 – 96:VR) przeszły do historii muzyki elektronicznej za sprawą wykorzystania specjalnie skonstruowanego/spreparowanego gramofonu z dwoma ramionami.
W przypadku albumu Klick Brinkmann po raz kolejny wykazał się niecodziennym podejściem do technik producenckich. Za główne źródło dźwięków posłużyły mu sample zniszczonych płyt winylowych i wszelkie (nie)muzyczne odgłosy jakie z siebie wydawały (trzaski, zgrzyty, przeskoki igły etc.), które następnie zostały zarejestrowane na płytach winylowych, naciętych wcześniej nożem na ostatnim rowku. Dzięki temu zabiegowi igła gramofonu nie przesuwała się dalej, tworząc pętlę. W efekcie powstał album wypełniony bezkompromisowym, surowym, minimalistycznym brzmieniem.
Za sprawą tej pomysłowej syntezy – dźwięków uzyskanych w sposób analogowy, nacechowanych jednak produkcją typową dla muzyki glitch – udało się Brinkmannowi stworzyć gatunkową kwintesencję. Co znamienne, Klick powstał na początku XXI wieku, w czasie, w którym innowacyjność glitch’u stopniowo się wyczerpywała (a czego wymownym symbolem było zamknięcie w 2003 roku kultowej wytwórni Mille Plateaux Achima Szepanskiego jednego z głównych „ideologów” tego kierunku). Najlepszym wyrazem dekadenckiego ducha tamtych czasów i związanych z nim problemów, mogą być słowa samego Brinkmanna w jednym z udzielonych wywiadów, kiedy zapytany o przyszłość muzyki elektronicznej odpowiedział: The answer is easy: we don’t need other researches, we need a new movement.
Jak zwykle się okazuje, że przełomowe, powstaje na boku, nieregulaminowo.
Ale tekno i tak kojarzy się z umcy i ciężko racjonalnie wytłumaczyć, że umc może mieć wiele twarzy 😉
najlepiej jeśli zmierzysz swoją racjonalność z odsłuchem Klicku. zapewniam, zwoje Ci zazgrzytają ;d
Kurczę, ja ostatnio czuję, jak mi się prostują. Skocznia dla Małysza pod kopułką mi się robi.
pewnie za krótki rozbieg, man!
Możliwe. Albo za mało tekno, ziomuś.
zdecydowanie. dorzuć do tego jeszcze parę kilogramów basu i masz dubstep.
No, ale chyba nie wolno zapominać o dubowym slow motion bujaniu i pachnącej mgiełce, jak się chce bawić w dubstep 😉
yes indeed ;d wypadałoby również w którymś momencie napisać o future garage’u i wreszcie poruszyć temat Buriala ;d
Tak jest, co ma wisieć, proszę Ciebie, nie utonie. Mam też chrapkę na skwee.
łokej, to Ty kiwasz się ze skwee, a ja zaatakuję tę fjuczer hybrydę.
Dil. Przecinam grabę.