Proza

Jacek Bierut: Japakoniu [fragment powieści]

Potem to lądowanie, choć przez pokryte igłami szadzi okno nie było widać żadnego światła w dole. Do ostatniej chwili, jakby chmury ocierały się o ziemię. Trzeba było się czegoś złapać, żeby pokonać wrażenie spadania w czeluść bez dna. Temperatura wewnątrz była dość niska, ale Murzyn spocił się

Żaneta Ż.: Listy do siebie (4)

Oczekuję listu, który będzie pierwszym i ostatnim. Wpatrując się w sufit dostrzegam muchy, pająki i myślę o życiu w górze, na dole – wcale nie jestem w dołku, czuję spokój przemieszany z niepokojem – po drugiej stronie ulicy mieszka Adolf Rudzki, którego nie widziałam od dawna; czekam

Żaneta Ż.: Listy do siebie (3)

Adolfie, twoje milczenie należy do mnie, nawet nie wyobrażasz sobie, jak wiele mi dałeś, choć nic nie łączy mnie z nami. Dworzec nauczył mnie wiele o pasażerach, ty na temat człowieka, przynajmniej jakim bywa – jakim jest, to za dużo powiedziane. Pamiętam pewien obraz z muzeum w

Żaneta Ż.: Listy do siebie (2)

Nikt odgórnie nie narzuca przepisu na życie. Wybrałam formę, jaka mi pasuje. Przepis byłby zapewne pełen ciężkostrawnych potraw, paskudny jak tłusta kuchnia pasażerów. Adolf nie pisze, więc postanowiłam sama do niego napisać, co doprowadziło mnie na skraj rozpaczy, przecież nie odważę się, nie ma powodu, wolę czekać.

Żaneta Ż.: Listy do siebie (1)

  Czekać to żyć. W. Hugo    

Marcin Pluskota: Sucharki

Sucharki   ? Pani mnie zabije?

Agnieszka Wolny-Hamkało: VHS (fragment)

Spotykaliśmy się w klubie Corleone. Mieliśmy dwanaście, trzynaście lat i kiedy nacieraliśmy czubek bilardowego kija niebieską kredą – czuliśmy się naprawdę dorośli. Śledziliśmy tłuste, błyszczące bile, toczące się z powagą po zielonym suknie, ich tajemnicze trajektorie. Kieszonkowe ciułaliśmy na żetony, które wyglądały jak wyżłobione monety. Żetony w

Karol Maliszewski: Dym

        …jak ten policjant, którego buty skrzypią pod oknami szpitala wariatów. W. S. Reymont  

Łukasz Dynowski: Grzyby

  Ach, nienawidzę, kiedy po zjedzeniu grzybów ani trochę się nie rozchoruję. Kiedy zamiast leżeć z gorączką, mogę chodzić całymi godzinami, nawet po dworze. I po powrocie wcale nie jestem zmęczony.

Marcin Pluskota: Nieśmiertelny (2)

Słońce grzało. Sołtys pocił się obficie, rustykalnie, ja bardziej powściągliwie, miejsko. Szliśmy skrajem drogi.